W czasie świąt dopadł mnie nagły atak lenistwa, który
utrzymał się aż do dzisiaj. Pomijając nieaktualizowanie bloga, jego skutkiem
jest to, iż zamiast zajmować się praca licencjacką, przeszedłem prawie całe
Batman: Arkham City. I wcale tego nie żałuję - ta gra jest REWELACYJNA! Ma w
sobie wszystko to co Arkham Asylum, tylko albo 2x lepsze, albo 2x więcej.
Najważniejszą zmianą jest bardziej otwarty świat. Niezbyt
duży, ale w końcu uwolniliśmy się z plątaniny ciasnych korytarzy wyspy Arkham i
możemy w pełni wykorzystać potencjał związany z szybowaniem na pelerynie i
skakaniem po dachach. Nie znaczy to że tuneli i podziemi nie ma – po prostu są
w fajny sposób przeplatane sekwencjami na wolnym powietrzu. Ale zmiany można
dostrzec na każdym kroku. Weźmy chociażby tak drobny element jak zagadki
Riddlera. W poprzedniej części mieliśmy możliwość znalezienia mapy, dzięki
której odkrywaliśmy położenie wszystkich zagadek w danej lokacji. Fajne?
Owszem, ale w B:AC człowiek Zagadka ma rozsianych po mieście informatorów. Są
oni wmieszani w grupy zwykłych zbirów i jedynie lekko podświetleni na zielono.
Musimy zaatakować całą grupę i znokautować wszystkich oprócz informatora –
wtedy dopiero pojawia się możliwość przesłuchania go. Nie dość, że jest to
ciekawsze to jeszcze znacznie bardziej satysfakcjonujące.
Można by jeszcze długo wymieniać, co poprawiono w stosunku
do (i tak świetnej) części pierwszej: walkę (która teraz jest prawdziwa poezją),
gadżety, misje poboczne, nawet ilość drugoplanowych bohaterów (z rewelacyjną
Catwomen na czele). W tej chwili ta gra ma dla mnie tylko jedną, olbrzymią wadę
– pomimo zarwania trzech nocy nie udało mi się przejść jej całej i nie wiem,
kiedy będę miał czas ją dokończyć...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz